Galeria
-
Tbilisi, pierwszy przystanek w Gruzji. Ten budynek to idealna ilustracja tego jak zapamiętaliśmy całe to miasto: wyzierająca spod zniszczeń dawna świetność. Oby jak najszybciej udało się ją przywrócić!
-
Drewniane elementy domów, stare rzeźbione balkony, stare schody... Jednak najnowsza historia nie była dla Tbilisi łaskawa i ogromna część miasta jest w stanie ruiny.
-
Boczne uliczki Tbilisi.
-
Z Tbilisi ruszyliśmy do Kachetii - jednym z celów była XI-wieczna katedra Alaverdi
-
Niemal w każdej miejscowości znajdowaliśmy średniowieczne kościoły - nienaruszone późniejszymi przebudowami...
-
...jedynie czasem bardzo zniszczone
-
W kościołach - przepiękne malunki sprzed setek lat
-
A to już południowy wschód - wyżłobione w skale schody w Dawid Garedża
-
Dawid Garedża to kompleks klasztornym sprzed kilkunastu wieków Dziś dojechać tu bardzo trudno (nam się udało stopem - zwykłym osobowym samochodem w siedem osób;)...
-
...ale zdecydowanie warto. Stare klasztory, kościoły, komnaty skalne z poprzedniego tysiąclecia
-
Dawid Garedża leży tuż przy granicy z Azerbejdżanem (część zabytków jest już po stronie azerskiej), na totalnym pustkowiu
-
Dawid Garedża - widok na stronę azerską
-
W strasznym upale przeszliśmy się po okolicy - w każdą stronę widoki były inne
-
Lokalny busik - nie jest to najnowszy model, ale daje radę :)
-
Po kilku dniach na wschodzie postanawiamy ruszyć wreszcie w Kaukaz. Łapiemy marszrutkę i ruszamy w stronę Kazbegi. Po paru godzinach - pierwsze spojrzenie na Kaukaz.
-
Do Kazbegi jedzie się Gruzińską Drogą Wojenną - szlakiem, który od wieków miał znaczenie wojskowe, ale i handlowe
-
Nasza ekipa w pełnej krasie - plus pan Kierowca:)
-
Twierdza Ananuri sprzed czterech wieków - obowiązkowy przystanek na drodze na północ
-
i kolejne godziny fascynacji Kaukazem
-
Nie wiem cóż to za geologiczny dziw, ale zafascynował nas kolor skał i i ich szorstkość - można było iść po nich pod górę mimo płynącej wierzchem wody
-
Po paru godzinach w Kazbegi ruszamy z plecakami w górę
-
Chwilę marszu nad Kazbegi
-
Kazbegi czyli Stepantsminda widziane z góry
-
Na początku pogoda nam nie dopisywała
-
Deszcz i mgła może nie były przyjemne ale dodawały aury tajemniczości
-
Doszliśmy do ładnej polanki z widokiem na Kazbek (póki co niewidoczny) - idealna do rozstawienia namiotów
-
Kazbek za chmurami - wierzymy, że go zobaczymy. A w międzyczasie z pewną taką nieśmiałością pałaszujemy potrawkę przyrządzoną z rosnących w ogromnych ilościach grzybów, najwyraźniej pogardzanych przez miejscowych i turystów...
-
Po kolacji - Kazbek nieco wyłaniający się zza chmur...
-
...i rano, ku naszemu zaskoczeniu - Kazbek w pełnej krasie!
-
Wznoszące się i opadające chmury
-
...i po paru godzinach szczyt znów zniknął za chmurami - czas ruszać w kierunku Kazbegi
-
Kościółek Cminda Sameba na wzgórzu Gergeti - żelazny punkt wycieczek na północ kraju
-
W Kazbegi bezskutecznie próbowaliśmy znaleźć przewodnika na dalszy etap (wszyscy żądali absurdalnie wysokich pieniędzy). Udało się tylko wynająć busik z kierowcą - jak się okazało starą karetkę
-
Po paru godzinach jazdy z duszą na ramieniu (jakim cudem busik się mieścił na tak wąskich ścieżkach???) docieramy do celu podróży
-
Minęliśmy biedną i brzydką wioskę, wspięliśmy się trochę w górę - i już wiedzieliśmy że tego dnia zbyt daleko nie chcemy już iść.
-
Teren pod namioty - idealny:) tylko rzeczki trzeba było trochę poszukać
-
Widoczki z obozowiska. Póki co spokojnie, ale nagle po południu między namioty wlazł ogromny ...byk. Na szczęście nie zainteresował się specjalnie i szybko sobie poszedł.
-
Koniki były urocze, ale tylko w dzień. Gdy w nocy weszły między namioty, trochę się przestraszyliśmy... Na szczęście się nie spłoszyły, a namioty (i my w środku) - przetrwały;)
-
No to ruszamy w kierunku przełęczy Czaucha - na razie jeszcze pełni energii;)
-
Widoki trochę się zmieniają, ale póki co nie ma ciężkich podejść
-
No ale potem się zaczynają... ostre podejście w górę i plecaki zaczynają nam ciążyć;)
-
Dochodzimy na przełęcz - wysokość ponad 3300 - warto było :)
-
Na samej przełęczy łatwo zgubić drogę - nie chciałabym się tam znaleźć podczas mgły albo deszczu. Zaczynamy rozumieć, czemu znajomi radzili nam wynająć przewodnika
-
Wreszcie udaje się znaleźć szlak w dół. I tu dopiero zaczyna się zabawa - ponad tysiąc metrów bardzo ostro w dół, po całym dniu łażenia - trochę za dużo zaplanowaliśmy na ten dzień...
-
Takie widoczki musieliśmy zostawić za nami i szybko uciekać przed zmierzchem.
-
uffff, udało się... Tu już nasze obozowisko następnego dnia rano. Poprzedniego wieczoru nie mieliśmy już siły robić zdjęć, szczególnie po kulinarnej tragedii jaką było wylanie dania głównego w trawę na oczach siódemki przerażająco głodnych osób;)
-
Ciąg dalszy drogi był już bardzo spokojny - płaska dolinka, za to z super widokami. Chcemy dotrzeć do średniowiecznej Szatili, pod czeczeńską granicą.
-
Dochodzimy do czegoś, co na mapie wydawało się dużą drogą, na której zamierzaliśmy złapać stopa, a może nawet autobus. Jednak w rzeczywistości było to pustkowie, którym nikt nie jeździ... Znaleźliśmy za to przedziwne tunele - rosyjskie próby przebicia się przez Kaukaz.
-
Do Szatili dotarliśmy nieco później niż zamierzaliśmy. Kamienne wieże mimo deszczu robiły ogromne wrażenie.
-
A to już widoczki z samochodu w drodze powrotnej z Szatili. Spokój Kaukazu jest całkowitym przeciwieństwem naszego przerażenia, gdy w lejącym deszczu przejeżdżaliśmy po urwanej drodze nad płynącą nisko w dole rzeką, w której wypatrzyliśmy kilka wraków...
-
Natomiast kierowca, który nas wziął okazał się zaskakująco otwartym i miłym człowiekiem, zapalonym fotografem Kaukazu - co chwila zatrzymywał się, żeby zrobić zdjęcia górom.
-
I to by było na tyle Kaukazu - tu już w powrotnej drodze do Tbilisi, podczas której oczywiście popsuł się autobus i trzeba było nieźle pokombinować.
-
W Tbilisi rozdzieliliśmy się na dwie grupy - Osia z Pawłem i Kubą ruszyli nad morze, my natomiast zahaczyliśmy po drodze o Gori - miasto Stalina. Na największym placu - oczywiście pomnik Bohatera. Pytanie, na ile dumni mieszkańcy Gori faktycznie w wierzą w swoją prawdę o "Wielkim Gruzinie"?...
-
Stalin jest wszędzie - tu jego pomnik w jego własnym muzeum, w którym przewodnicy zdają się nie zdawać sprawy z prawdziwej historii XX wieku.
-
A to już Mały Kaukaz, a konkretnie Park Narodowy Borżomi. Ruszamy na krótki trekking po zasięgnięciu informacji od świetnie mówiącego po angielsku chłopaka w zaskakująco dobrze wyposażonym punkcie informacyjnym.
-
Nasza mała ekipa - w sielankowym nastroju (jeszcze nie wiemy, że czeka nas dziś marsz do późnego i ciemnego wieczora;)
-
"Życie i śmierć" (albo zdjęcie dwóch drzew)
-
-
-
-
-
-
-
-